Dźwięki jak obręcze wiążą słowa i będą ich obroną, zbroją i tarczą, które oprą się czasowi i przypomną je następnym pokoleniom. Taki właśnie wymiar ma pisanie muzyki, ożywianie nieznającego barier kodu emocji i czystego piękna. W muzyce Przemysława Gintrowskiego słychać wierność słowu i słychać pokorę wobec treści.
I jak dach świątyni nie może ostać się bez kolumn podtrzymujących sklepienie, tak pieśń nie zostanie pieśnią, jeśli odejmie się jej dźwięk. Podziwiamy czasem dach, nie pamiętając, że podtrzymuje go mocna podstawa. Więc teraz jest pora, aby zapisać tę siłę w naszej pamięci. A jeśli pamięci – to świętej:
Przemysław Gintrowski. Mocarz dźwięku.
Z pożegnania Przemysława Gintrowskiego, październik 2012

2019X jubileuszowy, galowy koncert w Warszawie za nami.

Nagrodę „Za wolność w kulturze” im. Przemysława Gintrowskiego wręczono Muńkowi Staszczykowi.

Muniek Staszczyk laureatem Nagrody im Przemyslawa Gintrowskiego 2019 9 grudnia w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie odbył się X, jubileuszowy koncert „Gintrowski, a jednak coś po nas zostanie…”.

Publiczność wysłuchała 12 utworów skomponowanych i wykonywanych przez Przemysława Gintrowskiego. Koncert otworzyła, zaśpiewana przez wszystkich artystów, piosenka do słów Justyny Holm „Jeśli ocalę w sobie ciebie”. Po niej Sebastian Karpiel Bułecka wykonał „Modlitwę o wschodzie słońca”, piosenkę, która była jednym z hymnów Solidarności. Tą kompozycją do wiersza Nataniela Tenenbauma Gintrowski zaczynał większość swoich koncertów. Potem na scenę wyszedł Michał Szpak i zaśpiewał „Śmiech”, utwór w którym muzyką Gintrowski opatrzył wiersz Krzysztofa Marii Sieniawskiego. W którymś z wywiadów muzyk przyznał, że właśnie do wierszy Sieniawskiego skomponował swoją pierwszą muzykę. „Mury”- ten monumentalny hymn Solidarności napisany przez Jacka Kaczmarskiego do muzyki Lluisa Llacha, bez którego trudno sobie wyobrazić wieczór poświęcony Gintrowskiemu, publiczność usłyszała w interpretacji Krystyny Prońko. Po porywających „Murach” publiczność wzruszyła „Tylko kołysanka” śpiewana przez Julię Gintrowską, córkę artysty. Utwór skomponowany do słów Justyny Holm córka zaśpiewała razem z Tatą, który towarzyszył jej z ekranu. Potem na scenie pojawiła się Aleksandra Gintrowska, która zaśpiewała utwór „Astrolog” duetu Kaczmarski/Gintrowski. Artystka wykonała ten utwór z gościnnym udziałem Darka Łapińskiego, syna Zbigniewa Łapińskiego, czyli trzeciego członka słynnego tria bardów Solidarności. Kolejną piosenką była „Nike, która się waha”. Utwór skomponowany do wiersza Zbigniewa Herberta zaśpiewał Janusz Radek. Następnie publiczność wysłuchała kolejnych piosenek autorstwa spółki Kaczmarski/Gintrowski w interpretacji młodych artystów: „Autoportret Witkacego” wykonała Natalia Nykiel, Patrick the Pan zinterpretował „Wróżbę”, a „Powrót” zaśpiewała Julia Marcell. Koncert zakończył Skubas, który wykonał utwór do słów Zbigniewa Ksiażka „Czy poznajesz mnie, moja Polsko”.

X jubileuszowy koncert „Gintrowski, a jednak coś po nas zostanie...”
9 grudnia, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie

Artystom towarzyszyła orkiestra pod dyrekcją Tomasza Szymusia, który był autorem nowych aranżacji utworów. Koncert poprowadził Artur Orzech. Całość wyreżyserowała Halina Przebinda.

W trakcie koncertu wręczono nagrodę im. Przemysława Gintrowskiego „Za wolność w kulturze”. Otrzymał ją Muniek Staszczyk - muzyk, lider i wokalista zespołu T.Love.

- Ten artysta nie wchodził nigdy na polityczne barykady ani nie śpiewał głosem organizacji politycznych – mówiła w laudacji prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego, Katarzyna Gintrowska. - W swoich piosenkach opowiadał prawdę młodego człowieka, który najpierw pośród siermięgi socjalizmu, a później w tak szybko i często po omacku zmieniającej się Polsce po prostu chciał pozostać wiernym sobie. Żyć po swojemu, kochać po swojemu, oddychać wolnym powietrzem.
W swoich najsłynniejszych piosenkach Staszczyk w pierwszej osobie opowiadał o swoim najbliższym otoczeniu. Ale Katarzyna Gintrowska przypomniała także inną twarz muzyka: - Kiedy tego potrzebowaliśmy, diagnozował społeczeństwo: obserwował rosnące podziały i wypalanie się wspólnych wartości. Sprzeciwiał się realiom, w których – jak pisał - „wszystko pachniało ściemnieniem” i „gdzie nędza kłuła w oczy”. Czasem wypominał nam nasze błędy. Ale przecież na tym polega miłość: że kocha się to miasto, choć bywa „betonu stolicą” i zaraża zmęczeniem.

Dziękując za nagrodę Muniek Staszczyk powiedział m.in. – Ja sobie przypominam obrazek z połowy lat 90-tych, wtedy po raz pierwszy poznaliśmy się z Przemkiem. To była ul. Czarnomorska, warszawskie Stegny, upał. Przemek stał sobie z Jackiem Kaczmarskim, ćmili sobie fajeczki, przybiliśmy sobie piątki i zaczęliśmy rozmawiać jako to chłopaki, na ulicy. I wtedy sobie pomyślałem: niesamowita historia, w jakiej fantastycznej drużynie stoję! Niech ta nagroda będzie stemplem tej całej sytuacji. Piękna rzecz, postawię w szacownym miejscu. Super. Wielkie dzięki! To wielkie wyróżnienie.

Plakat koncertu „Gintrowski, a jednak coś po nas zostanie...” - Warszawa Po wręczeniu nagrody laureatowi ze sceny Teatru Polskiego popłynęły słowa najnowszego przeboju Muńka „Pola”, który zaśpiewała Julia Marcell z towarzyszeniem zespołu.

Nagrodę im. Przemysława Gintrowskiego wręczono po raz czwarty. Kapituła Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego przyznaje nagrodę dla „artystów, którzy nie pozwalają w sobie stłumić wolności do samostanowienia i wyrażania siebie”.
Poprzednimi laureatami byli Antonina Krzysztoń, Jan Polkowski, Stanisława Celińska, Ewa Błaszczyk i Franciszek Pieczka.

Koncert „Gintrowski, a jednak coś po nas zostanie...” będzie można obejrzeć w programie pierwszym Telewizji Polskiej, w niedzielę 22 grudnia o godzinie 17:30.

Mecenasami koncertu byli PKN ORLEN i Enea, partnerami: Poczta Polska, LOTTO, Centrum Historii Zajezdnia, PGNiG, Fundacja ARP, Fundacja PZU, Lotnisko Chopina Warszawa i Żabka.




Koncert pieśni Gintrowskiego 4 czerwca w Krakowie był brzmieniem wolności

Publiczność w Nowohuckim Centrum Kultury owacjami na stojąco nagrodziła artystów.

Plakat koncertu - „Gintrowski - a jednak coś po nas zostanie” - Kraków Kompozycje Gintrowskiego sprzed lat w nowych aranżacjach i wykonaniach idealnie wpasowały się w obchody 30. rocznicy częściowo wolnych wyborów. Koncert „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie...” przypomniał, że bard Solidarności przez całe życie śpiewał o wolności i nawet po 1989 r. jego pragnienie niezależności nie zdezaktualizowało się, tylko zostało inaczej ukierunkowane: nie na walkę z systemem, ale na przypominanie o tej walce. – Człowiek, aby wiedział, dokąd idzie, musi wiedzieć, skąd pochodzi – wypowiedź muzyka zacytowała prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego Katarzyna Gintrowska.

W nowych aranżacjach Jana Stokłosy pieśni Gintrowskiego zyskały drugie, pełne oddechu życie. Okazało się, że nie są jednowymiarowe i doskonale bronią się bez konspiracyjnego kontekstu. Wykonawcy – m.in. Renata Przemyk, Marek Piekarczyk czy Krzysztof Napiórkowski – nie starali się naśladować chropowatego głosu Gintrowskiego, bo też głos ten jest przecież niepodrabialny. Zamiast imitacji zaproponowali swoją interpretację znanych nam wszystkim pieśni. Gdzie trzeba byli delikatni, tak jak Ola Gintrowska w „Modlitwie”, gdzie trzeba – bezpardonowo ostrzy, tak jak Łukasz Drapała w utworze „Gdy tak siedzimy nad bimbrem”. Najbardziej zaskoczyły „Mury”. Nieformalny hymn Solidarności trudno wyobrazić sobie w innej niż ikoniczna interpretacji. Tymczasem tenor Rafał Bartmiński i baryton Adam Szerszeń rozpoczęli utwór po włosku, a zakończyli go po polsku, przez cały czas pozostając w tonacji operowej! Ta nietypowa forma utworu wywołała na widowni łzy wzruszenia. Na zakończenie reżyserka koncertu Gabriela Gusztyn-Popławska oddała pole samemu patronowi wydarzenia – gdy na scenie stanęło puste krzesło, z głośników popłynął głos Przemysława Gintrowskiego śpiewającego „Dokąd nas zaprowadzisz, Panie”, do którego z każdym słowem dołączał kolejny, obecny tego wieczoru wykonawca.

Publiczność zgotowała artystom kilkuminutową owację na stojąco. Dla tych, którzy nie dotarli do Krakowa, mamy dobrą wiadomość: kolejny koncert „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie...” odbędzie się w Poznaniu.

W koncercie wystąpili: Renata Przemyk, Marek Piekarczyk, Aleksandra Gintrowska, Julia Gintrowska, Jakub Wocial, Łukasz Drapała, Adam Szerszeń, Rafał Bartmiński, Krzysztof Napiórkowski.



Projekt realizowany
w ramach obchodów stulecia odzyskania niepodległościy
oraz odbudowy polskiej państwowości
Organizator
Mecenat koncertu
Współorganizatorzy
Patronat medialny

Brzmienie wolności w Gdańsku
- Gdańsk, 18 marca 2019

„Nie mógłbym żyć poza Polską, choć muzykę da się pisać wszędzie. To kwestia mojego charakteru oraz tego, że to, co robię, ściśle wiąże się z polską kulturą, historią, językiem – mówił Przemysław Gintrowski, bard Solidarności.

Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”... to wyjątkowy projekt, który upamiętnia postać legendarnego barda Solidarności, kompozytora, pieśniarza, autorytetu artystycznego i moralnego, autora niezapomnianych protest songów stanu wojennego Przemysława Gintrowskiego. W grudniu 2018 r. premierowy koncert telewizyjny „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie” obejrzało w TVP ponad 3 mln widzów, co czyni to wydarzenie wyjątkowym. W poniedziałek 18 marca publiczność w Filharmonii Bałtyckiej miała okazję wysłuchać nowych aranżacji pieśni Gintrowskiego do wierszy Zbigniewa Herberta.

Podczas koncertu widzowie usłyszeli te utwory w nowych opracowaniach Jana Stokłosy. Zabrzmiały m.in. „Prośba”, „Nike, która się waha”, „Pieśń o bębnie” „Potęga smaku”, „Wilki”, „Karol Levittoux” oraz „Dokąd nas zaprowadzisz, Panie”. Gintrowski był wielkim miłośnikiem poezji, a szczególnie cenił Zbigniewa Herberta, z którym znał się osobiście – przypomniała prowadząca koncert Monika Zamachowska. Jedno z ich spotkań przeszło do anegdoty, chętnie przytaczanej przez Gintrowskiego. W stanie wojennym dostał on od kogoś maszynopis z niepodpisanym wierszem. Ten, kto mu go dał, nie wiedział, czyj to utwór. Poetyka i styl Herberta są jednak na tyle charakterystyczne, że Gintrowski od razu pomyślał, że to jego wiersz. Parę dni później był z poetą umówiony i podczas wspólnej rozmowy wspomniał: „Panie Zbigniewie, wydaje mi się, że mam wiersz, który pan napisał”.

Herbert przeczytał go i orzekł: „Nieźle napisane, ale to nie ja”. Gintrowski uznał, że komuś udała się genialna podróbka. Tak w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wspominał finał spotkania: „ Trwało jeszcze jakiś czas, w końcu pożegnaliśmy się i pan Zbigniew zamknął za mną drzwi. Mieszkał na parterze, po chwili otwierają się drzwi od mieszkania, ukazuje się głowa pana Zbigniewa: »Panie Przemysławie, a o tym wierszu to pomyślę, bo może to jednak ja napisałem…«”. Współpraca obu artystów jednak nie od razu układała się dobrze. Podobno poeta nie był początkowo zadowolony, że bard chce śpiewać jego pieśni. Uważał, że poezja powinna bronić się sama, że nie potrzebuje melodii i dodatkowej oprawy, żeby funkcjonować w umysłach czytelników. Zmienił jednak zdanie, gdy przekonał się, że zaśpiewane wiersze docierają do większej grupy ludzi. Zachwycił go kunszt barda Solidarności i zaskoczył sukces, jaki odnosiły jego utwory w interpretacjach Gintrowskiego. Interpretacje artystów występujących na koncercie „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”... gdańska publiczność nagrodziła owacjami na stojąco.

Helena Szafran




Wrocław zagrał Gintrowskiego
- Wrocław, 7 lutego 2019

Plakat koncertu - „Gwiazdy zaśpiewają Gintrowskiego i Herberta” - Wrocław Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu muzycznie uhonorowało mistrzowski duet: Zbigniewa Herberta i Przemysława Gintrowskiego.

Ponad 3 mln widzów obejrzało w grudniu 2018 r. premierowy koncert telewizyjny „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”.... W czwartek 7 lutego projekt ten w nieco zmodyfikowanej i częściowo rozbudowanej wersji zaprezentowano na scenie Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Podczas koncertu widzowie mogli usłyszeć pieśni Przemysława Gintrowskiego napisane do wierszy Zbigniewa Herberta w nowych opracowaniach Jana Stokłosy. Organizatorem projektu była Fundacja im. Przemysława Gintrowskiego. Choć koncerty grane są w różnych miejscach Polski, wrocławski wieczór był wyjątkowy. To właśnie w tym mieście w 2012 r. na zaproszenie Ośrodka „Pamięć i Przyszłość” Gintrowski dał swój ostatni koncert przed śmiercią.

– Pamiętamy o tym fakcie i w związku z nim przeżywam olbrzymie wzruszenie – mówił ze sceny Marek Mutor, dyrektor Centrum Historii Zajezdnia. Mutor przypomniał też, że w tym roku obchodzimy dwie ważne rocznice: wybuchu wojny i upadku komunizmu. – W tych dwóch datach, podobnie jak w pieśniach Gintrowskiego, zawiera się trudne półwiecze polskich losów. Oraz przesłanie, że człowiek może być wolny, nawet gdy wszystko na zewnątrz się wali i jest zewnętrznie zniewolony. Katarzyna Gintrowska, prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego, przypomniała, że jej wuj koncertował raczej w kameralnych wnętrzach, często przy gitarze, czasem z akompaniamentem fortepianu. – Nikogo nie udawał, nie szukał kamer, blasku i sztucznego zainteresowania – wspominała. Wyjawiła jednak, że prywatnie artysta lubił bogate brzmienia i rozbudowane instrumentarium. Dlatego koncert jego pieśni w nowych aranżacjach Jana Stokłosy, z chórem i orkiestrą symfoniczną, to w jakimś sensie także spełnienie marzeń barda. A jednocześnie hołd złożony Herbertowi. – Bo w opinii Herberta to właśnie Przemek najlepiej interpretował jego poezję – mówiła, otwierając koncert, Katarzyna Gintrowska.

Przyjaźń mistrzów

Co ciekawe, współpraca obu artystów nie od razu układała się idealnie. Herbert i Gintrowski pierwszy raz osobiście spotkali się w stanie wojennym. Podobno poeta nie był początkowo zachwycony, że bard chce śpiewać jego pieśni. Uważał, że poezja powinna bronić się sama, że nie potrzebuje melodii. Później jednak zdecydowanie zmienił zdanie. Urzekł go muzyczny kunszt barda Solidarności, ale też gigantyczny sukces, jakie odnosiły jego wiersze w interpretacjach Gintrowskiego. Bo tak naprawdę to właśnie dzięki muzykowi trafiły one pod polskie strzechy. – Dzięki Przemkowi słowami Herberta zaczęło mówić całe pokolenie – wspominała prowadząca koncert Monika Zamachowska, prywatnie miłośniczka twórczości barda. Na scenie przytoczono też nieznaną szerzej anegdotę dotyczącą przyjaźni obu artystów. W 1982 r. ktoś dał Gintrowskiemu wiersz. Ten od razu bezbłędnie rozpoznał pióro Herberta. Później, w czasie rozmowy z poetą, pokazał mu utwór i zapytał: „To pana?”. Herbert pokręcił głową. „Utwór owszem niezły, ale nie mój”. Gintrowski uznał więc utwór za genialną podróbkę. Gdy wychodził z mieszkania poety, ten dogonił go jednak na klatce schodowej i przyznał się do zatajenia prawdy. „Panie Przemysławie, pomyślę o tym wierszu. Bo może to jednak ja napisałem…”.

Sen o wolności

Tak właśnie narodził się artystyczny duet, który w stanie wojennym dodawał Polakom nadziei i pomagał snuć sen o wolności. Wrocławska publiczność, wśród której nie zabrakło Jacka Sutryka, nowego prezydenta miasta, entuzjastycznie przyjęła nowatorskie aranżacje znanych sobie w większości utworów. Entuzjazm sali wywołał Marek Piekarczyk, lider legendarnego TSA, swoim brawurowym, niemal punkrockowym wykonaniem „Prośby”. Łukasz Drapała, wokalista rockowej Chemii, doskonale poradził sobie z „Karolem Levittoux”, opowiadającym historię uwięzionego przez cara gimnazjalisty, który – nie chcąc wydać kolegów z konspiracji – dokonał bohaterskiego aktu samospalenia. Równie przejmujący był duet Drapały z Renatą Przemyk (zaśpiewali razem słynną „Pieśń o bębnie”, która była jednym z najmocniejszych momentów koncertu), a także opiewający żołnierzy wyklętych utwór „Wilki” w wykonaniu tej ostatniej.

Nie brakowało też bardziej lirycznych akcentów – choćby „Nike, która się waha” w mistrzowskim wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego czy „Modlitwa o wschodzie słońca”, którą nowatorsko zaśpiewała Ola Gintrowska. Ten ostatni utwór wprawdzie nie jest autorstwa Herberta, lecz zmarłego przed trzema trzema laty Natana Tenenbauma, jednak tak bardzo zrósł się z Gintrowskim, że tego wieczoru nie mogło go zabraknąć. – To było kredo Polaków w ponurych czasach stanu wojennego – przypomniała Monika Zamachowska. W trakcie koncertu dwa utwory wykonała córka barda – Julia Gintrowska. Jej występy na koncertach poświęconych ojcu to już tradycja – dzięki temu z roku na rok publiczność może obserwować jej artystyczne dojrzewanie. Wzruszeń dostarczyła zwłaszcza „Kołysanka”, w trakcie której na telebimie pokazano rodzinne fotografie mistrza z małą jeszcze córeczką.

Twórcy koncertu kilka razy wyszli poza kanon Herbertowski. Jakub Wocial przypomniał kultowy utwór „A my nie chcemy uciekać stąd”, opowiadający autentyczną historię tragicznego pożaru w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu nad Wisłą. Dla duetu Gintrowski-Kaczmarski płonący zakład dla umysłowo chorych stał się metaforą ówczesnej Polski. Z kolei Paulina Grochowska, ekspresyjnie wykonując „Czarne perfumy” do słów Agnieszki Osieckiej, przypomniała, że mistrz komponował też piosenki opowiadające o uczuciach i nie bał się nieco lżejszego repertuaru. W czasie koncertu artystom towarzyszyli muzycy Orkiestry Narodowego Forum Muzyki Filharmonii Wrocławskiej pod batutą Jana Stokłosy, który był też kierownikiem muzycznym i autorem wszystkich aranżacji. Przed wrocławską publicznością wystąpił także chór pod kierownictwem Danieli Ozdarskiej. Gabrieli Gusztyn-Popławskiej, reżyserce koncertu, raz jeszcze udało się idealnie pogodzić na scenie różne estetyki i wrażliwości. A przy okazji udowodnić uniwersalny charakter, zarówno wierszy Herberta, jak i twórczości Gintrowskiego.

Marcin Dzierżanowski



Organizator
Współorganizatorzy
Partnerzy Koncertu
Patronat medialny

Nagroda im. Przemysława Gintrowskiego

Twórczość Przemysława Gintrowskiego to przede wszystkim muzyka, która nadawała nowe życie, nowy wymiar słowom. Słowom, które mówiły o rzeczach dla Polski najważniejszych, które dotykały wartości najwyższych - prawdy, umiłowania do wolności oraz niezależności.